Niestety jeden krokus wiosny nie czyni. Dla poprawy nastroju sięgam więc po późnoletnie wspomnienia.
Kto Słowacki Raj wiedział na pewno zgodzi się z moimi wrażeniami… Ten Raj, tak na mapie nieodległy, swą rajskością w niczym nie ustępuje stereotypowym i nieco nudnym plażom z obowiązkową palmą i białym piaskiem… A jeśli się lubi, jak ja, wyprawy poza sezonem i niekoniecznie z idealną pogodą, można tych pięknych dolin i wąwozów doświadczyć tylko dla siebie.
A kiedy (o ile!) znużą nie najłatwiejsze i nie najkrótsze szlaki to zakątki słowackiego Spiszu dostarczą wrażeń i atrakcji na wiele dni (o czym przy innej okazji).
Z resztą nie tylko Słowacki Raj jest wart odwiedzenia na Słowacji. Ten sąsiedni kraj oferuje tak dużo, że na pewno jeszcze nie jeden raz się wybiorę. I wcale nie mam na myśli ośrodków narciarskich, te akurat omijam :) To przede wszystkim kraj przepięknych i różnorodnych gór, gorących źródeł, zamków, jaskiń, uroczych skansenów (moja słabość), modrotlaču (który jak się okazuje znany był także na polskim Podhalu), a także najpyszniejszej bryndzy i bryndzowych haluszków. No, niestety wina słowackie nie są najlepsze :)
No proszę. Autor plus 5.