6 godzin w drodze, nieco ponad 6 godzin na miejscu. I może dla wystawy „Malarze Normandii” nie było warto poświęcać tak intensywnego dnia, ale dla poznańskiej Palmiarni, Starówki i świętomarcińskich rogali już tak! Sam CK Zamek też był wart poznania. W tak krótkim czasie trudno odkryć więcej, jeszcze trudniej wejść na mniej utarte szlaki… Ale mimo męczącej podróży i jedynie ekspresowego rzutu okiem na miasto, było fajnie. Może jakimś innym razem uda się pozwiedzać wolniej, jak i zajrzeć do którejś z bardzo zachęcająco wyglądających kawiarni na Starówce…
Zwłaszcza w Palmiarni z ogromną przyjemnością spędziłabym zdecydowanie więcej czasu niż miałam możliwość… Uwaga! Nie należy się zrażać dość szokującym reliktem socjalistycznej epoki w osobie pani zarządzającej szatnią i toaletą, zaraz za strefą wejścia jest wspaniale i bujnie zielono…
Rogale udało się zdobyć świeżutkie i przepyszne. Internety polecają różne źródła tych najlepszych, ja przetestowałam z cukierni H. Piskorska – i to był doskonały wybór:) Teraz mając dobry wzór i już wyszukany przepis pozostaje mi zmierzyć się z rogalem we własnej kuchni!