A może nawet antyświątecznie…
Pogoda za oknem barowa, szarość nie z tych wyciszających, klimatu na zaangażowane pieczenie pierników brak, pośpiech przytłaczający, zaległości piętrzące się, a mój zielony azyl znów niedostępny…
Powoli porządkuję zaległe z ostatniego pół roku zdjęcia i ratuję się utrwalonym widokiem zieleni, słońca i wspomnieniem spokojnego popołudnia w ukochanym ogrodzie botanicznym.
Zyskuję ostatnio pewną wiedzę i świadomość fotograficzną i zastanawiam się nad tym po co i o czym w ogóle są te zdjęcia i myślę, że same w sobie są po nic i o niczym. Może powinnam je wykasować, nie wyjmować z szuflady, tylko iść dalej. Ale dla mnie są zapisem poszukiwania chwili ciszy i samotności, mają więc wartość sentymentalną. Może niebawem, z jakimś postępem w zorganizowanym trybie nauki jaki podjęłam zyskają coś więcej.